Kiedyś na przerwie nauczycielka jednego z bardzo ważnych przedmiotów (nie to co etyka) zapytała mnie, czy na moich lekcjach uczniowie też tak przeszkadzają. Cokolwiek miała na myśli (a nie wnikałam w to głębiej) powiedziałam, że nie. Oczywiste jest, że nie siedzą z otwartymi ustami, nie notują wszystkiego skwapliwie i nie patrzą się na mnie jak na święty obrazek. Są normalni. W odpowiedzi usłyszałam, że to pewnie zależy od „wagi” przedmiotu. Ona po prostu MUSI nauczyć. Wywnioskowałam z tego (może niesłusznie), że mój przedmiot jest stosunkowo mało istotny. Cóż, bardzo możliwe. Etyka nie jest przedmiotem wiodącym w liceum, nie zdaje się jej na maturze itd. Zastanawiam się tylko jak długo uczniowie będą pamiętali czym się różni tangens od cotangensa, czy jak obliczyć pole graniastosłupa. Jak długo będą pamiętali stolice Afryki, czy o co chodziło w „Sklepach cynamonowych”. Mam nadzieję, że chociaż procenty w banku będą umieli sobie prawidłowo policzyć. Gdy jednak za 20 lat my wszystkie „panie nauczycielki” będziemy na emeryturach, a nasi uczniowie zapomną o etyce, będziemy mieć nieźle „przerąbane”.
Jedna odpowiedź do “Lekkość bytu”
Bardzo trafne spostrzeżenie Basiu. Mogę zrozumieć dzieciaki… To co nie liczy się do średniej, nie jest ważne. Dziwi mnie jednak postawa nauczycielki… Bardzo żałuję, że mi miałam w szkole etyki, ale może zapiszę się do Ciebie na jakieś prywatne lekcje jak wrócę 😉